niedziela, 1 maja 2016

SOME SCARY STORIES and boring day.

Dzień, który miał opływać ketchupem i kiełbaskami z grilla zaczął się ostrą pobudką o 9:00.
Nie była to pobudka w stylu mamy, czyli ''Wstaaawać, idziemy do szkooły''. *śpiewny ton*
Była to pobudka taty. Składa się mniej-więcej z 3 punktów:

  1. Otworzyć drzwi i wpuścić psa.
  2. Pozwolić, by zaczął mnie lizać.
  3. No i krzyczeć, żebym wstała.
Potem po moim ulubionym śniadaniu, czyli naleśnikach z Nutellą, musieliśmy ubierać się i myć zęby.
                    (Bez odpoczynku na kanapie, bez słodkiego, niedzielnego lenistwa)
Do kościoła mieliśmy być na 10:30, ale wyruszyliśmy już o dziesiątej, żeby zdążyć do miasta na 10 minut przed mszą.
Poza tym, musieliśmy zajechać jeszcze do jednej ze znajomych rodziców i dać im tort który zrobiła moja mama na I Komunię ich syna.
Tak dla waszej wiadomości, moja mama robi NAJLEPSZE słodycze w mieście. Niestety marnuje swój talent siedząc cały dzień w szkole, nauczając angielskiego.
Pomagałam jej wczoraj, i nie wiem jakby ona dałaby beze mnie radę, jestem przecież jej kochaną pierworodną z nadzwyczaj rozwiniętym zmysłem estetycznym i chorobliwą skromnością.
Na domiar złego rozpętał się okropny deszcz więc pomysł grilla trafił szlag.
Wielka szkoda, bo miałam ochotę pobyć na świeżym powietrzu z możliwością jedzenia i wchodzenia na pobliskie jabłonki.
Ostatnio w naszym sąsiedztwie nie jest do końca bezpiecznie... brzmi jak jak wycięte z filmu, no nie?
Zaczęło się od tego, że w okolicy były widywane dwa psy- owczarek niemiecki i jakiś inny wielki pies, którego rasy nie znam...
Parę tygodni potem psy się rozkręciły.
Na polu mojej babci pojawiło się rozgryzione truchło bociana. Dawało to okazję do żartów. Z początku.
Potem mój pies zaczął znajdować rozgryzione ptaki i koty. Niedawno Bronx przyniósł takiego kota (a raczej jego nogę i kawałek kręgosłupa) którego dzielnie wzięłam i wyrzuciłam. *HERO*
Sprawy jednak wydawały się niegroźne i niepowiązane, aż pewnego zimowego dnia...
Moja mama wyszła wyrzucić kompost do przeznaczonego do tego pojemnika (znajduje się on niedaleko zbocza). Naturalnym jej odruchem było zerknięcie do podnóża. A tam...
Dwa wielkie psy jedzą, a raczej rozszarpują jelonka. Krew tryskała na śniegu, a one pożerały go żywcem.
Innym razem znalazłam bobra(!) z wyjedzonym mózgiem i odgryzionym ogonem.
Może moja rodzina jest następnym celem tej dwójki...?
Hahaha, te ostatnie to żart.
No cóż, myślę, że zakończymy tego posta w tym momencie.
Zapraszam do obserwowania mojego bloga i polecania swoich w komentarzach!
                                                                                                           Niech wasze światło zabłyśnie!
                                                                                                                                       Miss Jackson



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz